Dawno mnie tu nie było. Ale to nie znaczy że się nudzę, siedzę i nic nie robię czy też leżę do góry brzuchem. Co to to nie. Trzeba ukwiecić balkon, objechać codziennie bliższą i dalszą okolicę na rowerze chudnąc przy okazji do letnich ciuchów, a potem nadrobić kalorie pijąc piwko z Sąsiadką. Trzeba też wyhaftować krakowskie gorseciki na Boże Ciało. Gorseciki niezupełnie krakowskie, a raczej zupełnie nie krakowskie, ale dla dziewczynek marzących o podniosłej roli krakowianki sypiącej kwiaty podczas procesji w zupełności wystarczające. A dla kogoś, kto nigdy żadnego gorsetu nie wyhaftował niezmiernie pracochłonne. Siedzenie i wymyślanie wzorów kwiatów, szkicowanie ołówkiem na papierze, przenoszenie kompozycji na materiał (dopiero przy trzecim gorsecie pomyślałam o kalce). A blog leży odłogiem. No ale udało się, zdążyłam i wczoraj ostatni gorsecik trafił do córki bardzo sympatycznej Pani Krawcowej, która pomogła mi wybrać odpowiednie materiały a także skroiła i uszyła gorsety.
A to właśnie ten gorsecik, świeżo spod igły, już do samodzielnego zszycia. Tak wygląda z przodu...
... a tak z tyłu
no i oczywiście pateczki (czy jak to się zwie)
Hafty są śliczne:)
OdpowiedzUsuńO kurczę! Bardzo pracochłonne, świetna robota, bo efekt piorunujący! Mam nadzieję, że dziewczyny będą wyróżniać się w tłumie, jeszcze tylko trzeba nazbierać koszyk płatków i kwiatków. :-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę, bardzo, bardzo Cię podziwiam. Efekt niesamowity, piękny... aż brak mi słów.
OdpowiedzUsuńNO właśnie, a jak przenieść wzór na aksamit, żeby był widoczny?
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Jeszcze dwa gorseciki czekają na sfotografowanie i jak tylko znajdę chwilkę to wrzucę na bloga
OdpowiedzUsuń